Reszta lekcji minęła normalnie. Po francuskim udałam się do wyjścia. Na parkingu przed szkołą ujrzałam Blacka. To było chyba zrządzenie losu. Próbowałam wtopić się w tłum by brunet mnie nie zauważył, jednak nie udało mi się to. Po chwili pojawił się przy moim boku zwracając uwagę wszystkich dookoła.
- Witaj księżniczko! - powiedział. Popatrzyłam tylko na niego i odwracając się na pięcie poszłam w stronę samochodu Luke'a. - hej, nie uciekaj. - powiedział, śmiejąc się. Wywróciłam oczami, próbowałam nie zwracać na niego uwagi.
- Jesteś jakaś małomówna dzisiaj - zwrócił się do mnie stając mi na drodze.
- Mógłbyś się przesunąć - powiedziałam oschle - śpieszy mi się.
- Chciałem tylko pogadać
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - powiedziałam wymijając chłopaka i wsiadłam do samochodu Luke'a. Blondyn dziwnie się na mnie patrzył. Odpalił samochód i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Po chwili niezręcznej ciszy, chłopak zaczął swój wykład.
- Czy ciebie już do końca pojebało? Czemu nadal zadajesz się z tym skurwielem? - powiedział czerwony ze złości Luke.
- Nie powinno cię to obchodzić - powiedziałam oburzona.
- Czy ty siebie słyszysz? Wiesz co się stanie jak Oliver i twój tata się dowiedzą?
- Słyszałam już to tyle raz, mam już tego dość. Możesz mnie tu wysadzić? - powiedziałam robiąc się jeszcze bardziej zirytowana. Chłopak nie zareagował na moją prośbę - Luke, do cholery jasnej masz mnie wysadzić.
- Naprawdę tego chcesz?
- Jesteś jakaś małomówna dzisiaj - zwrócił się do mnie stając mi na drodze.
- Mógłbyś się przesunąć - powiedziałam oschle - śpieszy mi się.
- Chciałem tylko pogadać
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać. - powiedziałam wymijając chłopaka i wsiadłam do samochodu Luke'a. Blondyn dziwnie się na mnie patrzył. Odpalił samochód i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Po chwili niezręcznej ciszy, chłopak zaczął swój wykład.
- Czy ciebie już do końca pojebało? Czemu nadal zadajesz się z tym skurwielem? - powiedział czerwony ze złości Luke.
- Nie powinno cię to obchodzić - powiedziałam oburzona.
- Czy ty siebie słyszysz? Wiesz co się stanie jak Oliver i twój tata się dowiedzą?
- Słyszałam już to tyle raz, mam już tego dość. Możesz mnie tu wysadzić? - powiedziałam robiąc się jeszcze bardziej zirytowana. Chłopak nie zareagował na moją prośbę - Luke, do cholery jasnej masz mnie wysadzić.
- Naprawdę tego chcesz?
- Pierdol się, masz zatrzymać się w tej chwili - krzyknęłam, tracąc kontrolę.
Wyszłam z auta trzaskając drzwiami z całej siły. Resztę drogi do domu przeklinałam blondyna w myślach. Weszłam do domu i od razu udałam się do mojego pokoju. Zamknęłam oczy próbując odprężyć się i zapomnieć o dzisiejszym dniu. Poczułam wibracje mojego telefonu i leniwie wzięłam go do reki. Na wyświetlaczu widniał sms od Susan:
Susan: będę u ciebie za 15 min, wychodzimy więc się przygotuj ;)
Nie miałam ochoty opuszczać mojego przytulnego pokoju. Wstałam wyglądając za okno. Z prawie nieba niezauważalnie spadały płatki śniegu. Na jezdni leżała widoczna warstwa puchu, wyglądało to pięknie. Pierwszy i najprawdopodobniej ostatni śnieg w roku. Przeszłam do łazienki planując poprawić - pewnie już teraz niewidoczny - makijaż i umyć zęby. Byłam zmęczona nie tylko szkołą ale i użeraniem się z Blackiem i ciągłymi wywodami Luke'a. Był dla mnie ważny, znamy się od dziecka i od przedszkola trzymamy się w tej samej paczce, jednak ostatnio przechodzi samego siebie. Wiedziałam, że kiedyś się we mnie podkochiwał, jednak miałam nadzieje, że mu przeszło jednak patrząc na ostatnie dni chyba nic się nie zmieniło.
Po zakończeniu mojego żmudnego zajęcia weszłam do mini garderoby, był to pokój który wybłagałam aby dali mi przeznaczyć na przechowywanie ubrań. Oliver i ja tak jakby dzieliliśmy to pomieszczenie, jednak on trzymał tu tylko swój sprzęt narciarski i stare, nieużywane koszulki. Postanowiłam ukraść jedną z nich, pewnie i tak nie zauważy. Wybrałam szara z napisem vampire weekend, którą dostał od swojej byłej. Nie pamiętam dobrze jak wyglądała jednak wiem tyle, iż była mega suką, czyli chyba jak każda, którą przyprowadzał.
Zmieniłam szybko koszulkę oraz zeszłam na dół. W domu było zupełnie cicho, dochodziła szesnasta. Weszłam do kuchni poszukując czegoś co mogłabym przekąsić zanim zjawi się Susan. W szafkach znalazłam tylko miętowe kuleczki Aero.
- No cóż - powiedziałam sama do siebie wyciągając paczkę. Wyjęłam z lodówki mleko i wlałam je do kubka. W tym domu odkąd tylko pamiętam nikt nie pijał normalnego mleka, tylko to bez laktozy i tylko waniliowe. Mój obiad to istna przepowiednia cukrzycy. Gdy dopijałam napój do domu wpadła Susan.
- Hej, jestem już - krzyknęła w przestrzeń.
- Jestem w kuchni - odpowiedziałam.
- O hej - powiedziała przytulając mnie - widzę obiad jak z knajpy. - zaśmiała się.
- Nic mi nie mów. Nie ma nic innego, nikt nie zrobił zakupów.
- Mogę jednego? - zapytała.
- Bierz - powiedział podając jasnowłosej paczuszkę - gdzie idziemy?
- Za niecałe dwadzieścia minut zaczyna się mecz, pojedziemy tam autobusem a potem idziemy do Michaela posiedzieć, ma wolne mieszkanie więc trzeba to wykorzystać.
Westchnęłam cicho.
- Wszystko okej? - zapytała.
- Szczerze? Nie, nic nie jest okej. Luke zachowuje się jakby był moim ojcem, Black zjawia się wszędzie gdzie jestem i do tego nie mam w domu nic do jedzenie - powiedziałam.
- Luke jak nadopiekuńczy, a jeśli chodzi o ciebie to już przechodzi samego siebie ale nie złość się na chłopaka chce tylko twojego dobra. Black to Black, jak się na kogoś uweźmie to już nie popuści chyba to wiesz, powinnaś mu wyjaśnić, że nie jest łatwa i niech spada pod jabłonkę. Chodź ja czuje, że on cie kręci - powiedziała a moje policzki zaróżowiły się.
- Tylko trochę - powiedziałam wkładając twarz w ręce.
- Dobra zbieramy się bo odjedzie nam podwózka.
Przytaknęłam i posprzątałam ze stołu opakowanie i szklankę.
- Weź szalik bo jest super, mega zimno - powiedziała Susan zapinając swój płaszcz.
Ubrałam buty, kurtkę, wcześniej wspomniany szalik i byłam gotowa do wyjścia. Droga na przystanek, tak samo jak i oczekiwanie na autobus zajęła nam chwile. W autobusie siedziałyśmy milcząc, obie zatopione we własnych myślach. Moje życie w ostatnich tygodniach wywróciło się do góry nogami. Andy pojawił się znienacka i zawładnął całym moim umysłem. Fakt, że cała ta 'znajomość' może doprowadzić do totalnego końca mojego życia, zamiast być przerażający jest podniecający.
Po chwili znalazłyśmy się na parkingu przy szkole. Przed budynkiem znalazłam Luke'a i jego bandę palących papierosy jednak próbowałyśmy ich ignorować. Po wejściu do budynku przy drzwiach przywitała nas widocznie zdenerwowana Julie.
- Hej - powiedziałam łapiąc brunetkę za ramię.
- Oh, jezu..cześć - odpowiedziała ciągnąć mnie do łazienki.
- Wszystko w porządku? Trzeba iść po Susie - powiedziałam.
- Black tutaj jest.
- No i? On jest wszędzie.
- Szuka cię.
- Jezu jakie to jest już denerwujące - odpowiedziałam siadając na łączeniu umywalek.
- I nie rusza cię to zbyt? - zapytała.
- Nie, a powinno? Już po szkole chciał zemną rozmawiać ale go zbyłam.
- Ah, okej ale wiem, ze Oliver ma przyjść.
- Super, nie będzie mnie zaczepiał bo pewnie wie czym to się może skończyć.
Zapadła cisza.
- Okej, jeśli tak sądzisz. Chodźmy, powinno się już zaczynać - powiedziała Julie.
Po wejściu na sale przywitał nas rozwrzeszczany tłum. Po jednej stronie siedziała banda Horizon a po drugiej Bridges. Obie grupy skandowały na siebie różne wyzwiska, jednak moją uwagę złapał Andy. Wyglądał dobrze, nawet bardzo dobrze. Jak zawsze ubrany był na cało czarno z wyjątkiem jego T-shirtu, który był biały. Spod jego czarnej, skórzanej kurtki wystawała bluza tego samego koloru. Miał założony na głowę kaptur a w ręce trzymał telefon na którym pokazywał coś swoim znajomym. Jak można być tak seksownym nie próbując? Po chwili schował telefon w popatrzył w moim kierunku. Przygryzłam wargę próbując opanować swoje emocje. Chłopak pomachał mi a ja odwzajemniłam gest.
Jestem głupia. Na sali była cała szkoła, w tym mój głupi brat, który gdyby zauważył co się dzieje mógłby mnie zabić. Szybko weszłam za przyjaciółką na trybuny siadając w rzędzie za Oliverem, który przywitał mnie krótkim spojrzeniem.
- Gorąca się zrobiło - powiedziałam do Julie, która była zajęta popijaniem przyniesionego przez mojego brata piwa. Brunetka kiwnęła tylko głową.
Na boisko wbiegły dwa zespoły. Zespół Luke'a i przeciwnej szkoły której dyrektorką była macocha Blacka. Próbowałam skupić swoje myśli na grze jednak nie mogłam przestać patrzeć w stronę Andiego. Widziałam że sam robił to samo.
Nagle poczułam jak wibrację mojego telefonu, dostałam wiadomość od chłopaka.
Andy: uroczo wyglądasz w tej za dużej koszulce, szkoda ze nie jest moja ;)
Przygryzłam wargę. Popatrzyłam w jego stronę, siedział z wymalowanym uśmieszkiem na twarzy. Płonęłam, nie wiem jak on to robi ale sprawia, że trace kontrole nad sobą.
Po chwili dostałam kolejnego smsa.
Andy: przez to że się rumienisz mam rozumieć że chciałabyś kiedyś założyć moją koszulkę? chętnie użyczę ci swojej garderoby księżniczko
Jo: przestań się tak na mnie patrzeć!! rozpraszasz mnie
Andy: nie mów mi że przyszłaś tu oglądać koszykówkę? nie uwierzę... nie jesteś tym typem dziewczyny
Jo: a jakim jestem typem według ciebie?
Susan: będę u ciebie za 15 min, wychodzimy więc się przygotuj ;)
Nie miałam ochoty opuszczać mojego przytulnego pokoju. Wstałam wyglądając za okno. Z prawie nieba niezauważalnie spadały płatki śniegu. Na jezdni leżała widoczna warstwa puchu, wyglądało to pięknie. Pierwszy i najprawdopodobniej ostatni śnieg w roku. Przeszłam do łazienki planując poprawić - pewnie już teraz niewidoczny - makijaż i umyć zęby. Byłam zmęczona nie tylko szkołą ale i użeraniem się z Blackiem i ciągłymi wywodami Luke'a. Był dla mnie ważny, znamy się od dziecka i od przedszkola trzymamy się w tej samej paczce, jednak ostatnio przechodzi samego siebie. Wiedziałam, że kiedyś się we mnie podkochiwał, jednak miałam nadzieje, że mu przeszło jednak patrząc na ostatnie dni chyba nic się nie zmieniło.
Po zakończeniu mojego żmudnego zajęcia weszłam do mini garderoby, był to pokój który wybłagałam aby dali mi przeznaczyć na przechowywanie ubrań. Oliver i ja tak jakby dzieliliśmy to pomieszczenie, jednak on trzymał tu tylko swój sprzęt narciarski i stare, nieużywane koszulki. Postanowiłam ukraść jedną z nich, pewnie i tak nie zauważy. Wybrałam szara z napisem vampire weekend, którą dostał od swojej byłej. Nie pamiętam dobrze jak wyglądała jednak wiem tyle, iż była mega suką, czyli chyba jak każda, którą przyprowadzał.
Zmieniłam szybko koszulkę oraz zeszłam na dół. W domu było zupełnie cicho, dochodziła szesnasta. Weszłam do kuchni poszukując czegoś co mogłabym przekąsić zanim zjawi się Susan. W szafkach znalazłam tylko miętowe kuleczki Aero.
- No cóż - powiedziałam sama do siebie wyciągając paczkę. Wyjęłam z lodówki mleko i wlałam je do kubka. W tym domu odkąd tylko pamiętam nikt nie pijał normalnego mleka, tylko to bez laktozy i tylko waniliowe. Mój obiad to istna przepowiednia cukrzycy. Gdy dopijałam napój do domu wpadła Susan.
- Hej, jestem już - krzyknęła w przestrzeń.
- Jestem w kuchni - odpowiedziałam.
- O hej - powiedziała przytulając mnie - widzę obiad jak z knajpy. - zaśmiała się.
- Nic mi nie mów. Nie ma nic innego, nikt nie zrobił zakupów.
- Mogę jednego? - zapytała.
- Bierz - powiedział podając jasnowłosej paczuszkę - gdzie idziemy?
- Za niecałe dwadzieścia minut zaczyna się mecz, pojedziemy tam autobusem a potem idziemy do Michaela posiedzieć, ma wolne mieszkanie więc trzeba to wykorzystać.
Westchnęłam cicho.
- Wszystko okej? - zapytała.
- Szczerze? Nie, nic nie jest okej. Luke zachowuje się jakby był moim ojcem, Black zjawia się wszędzie gdzie jestem i do tego nie mam w domu nic do jedzenie - powiedziałam.
- Luke jak nadopiekuńczy, a jeśli chodzi o ciebie to już przechodzi samego siebie ale nie złość się na chłopaka chce tylko twojego dobra. Black to Black, jak się na kogoś uweźmie to już nie popuści chyba to wiesz, powinnaś mu wyjaśnić, że nie jest łatwa i niech spada pod jabłonkę. Chodź ja czuje, że on cie kręci - powiedziała a moje policzki zaróżowiły się.
- Tylko trochę - powiedziałam wkładając twarz w ręce.
- Dobra zbieramy się bo odjedzie nam podwózka.
Przytaknęłam i posprzątałam ze stołu opakowanie i szklankę.
- Weź szalik bo jest super, mega zimno - powiedziała Susan zapinając swój płaszcz.
Ubrałam buty, kurtkę, wcześniej wspomniany szalik i byłam gotowa do wyjścia. Droga na przystanek, tak samo jak i oczekiwanie na autobus zajęła nam chwile. W autobusie siedziałyśmy milcząc, obie zatopione we własnych myślach. Moje życie w ostatnich tygodniach wywróciło się do góry nogami. Andy pojawił się znienacka i zawładnął całym moim umysłem. Fakt, że cała ta 'znajomość' może doprowadzić do totalnego końca mojego życia, zamiast być przerażający jest podniecający.
Po chwili znalazłyśmy się na parkingu przy szkole. Przed budynkiem znalazłam Luke'a i jego bandę palących papierosy jednak próbowałyśmy ich ignorować. Po wejściu do budynku przy drzwiach przywitała nas widocznie zdenerwowana Julie.
- Hej - powiedziałam łapiąc brunetkę za ramię.
- Oh, jezu..cześć - odpowiedziała ciągnąć mnie do łazienki.
- Wszystko w porządku? Trzeba iść po Susie - powiedziałam.
- Black tutaj jest.
- No i? On jest wszędzie.
- Szuka cię.
- Jezu jakie to jest już denerwujące - odpowiedziałam siadając na łączeniu umywalek.
- I nie rusza cię to zbyt? - zapytała.
- Nie, a powinno? Już po szkole chciał zemną rozmawiać ale go zbyłam.
- Ah, okej ale wiem, ze Oliver ma przyjść.
- Super, nie będzie mnie zaczepiał bo pewnie wie czym to się może skończyć.
Zapadła cisza.
- Okej, jeśli tak sądzisz. Chodźmy, powinno się już zaczynać - powiedziała Julie.
Po wejściu na sale przywitał nas rozwrzeszczany tłum. Po jednej stronie siedziała banda Horizon a po drugiej Bridges. Obie grupy skandowały na siebie różne wyzwiska, jednak moją uwagę złapał Andy. Wyglądał dobrze, nawet bardzo dobrze. Jak zawsze ubrany był na cało czarno z wyjątkiem jego T-shirtu, który był biały. Spod jego czarnej, skórzanej kurtki wystawała bluza tego samego koloru. Miał założony na głowę kaptur a w ręce trzymał telefon na którym pokazywał coś swoim znajomym. Jak można być tak seksownym nie próbując? Po chwili schował telefon w popatrzył w moim kierunku. Przygryzłam wargę próbując opanować swoje emocje. Chłopak pomachał mi a ja odwzajemniłam gest.
Jestem głupia. Na sali była cała szkoła, w tym mój głupi brat, który gdyby zauważył co się dzieje mógłby mnie zabić. Szybko weszłam za przyjaciółką na trybuny siadając w rzędzie za Oliverem, który przywitał mnie krótkim spojrzeniem.
- Gorąca się zrobiło - powiedziałam do Julie, która była zajęta popijaniem przyniesionego przez mojego brata piwa. Brunetka kiwnęła tylko głową.
Na boisko wbiegły dwa zespoły. Zespół Luke'a i przeciwnej szkoły której dyrektorką była macocha Blacka. Próbowałam skupić swoje myśli na grze jednak nie mogłam przestać patrzeć w stronę Andiego. Widziałam że sam robił to samo.
Nagle poczułam jak wibrację mojego telefonu, dostałam wiadomość od chłopaka.
Andy: uroczo wyglądasz w tej za dużej koszulce, szkoda ze nie jest moja ;)
Przygryzłam wargę. Popatrzyłam w jego stronę, siedział z wymalowanym uśmieszkiem na twarzy. Płonęłam, nie wiem jak on to robi ale sprawia, że trace kontrole nad sobą.
Po chwili dostałam kolejnego smsa.
Andy: przez to że się rumienisz mam rozumieć że chciałabyś kiedyś założyć moją koszulkę? chętnie użyczę ci swojej garderoby księżniczko
Jo: przestań się tak na mnie patrzeć!! rozpraszasz mnie
Andy: nie mów mi że przyszłaś tu oglądać koszykówkę? nie uwierzę... nie jesteś tym typem dziewczyny
Jo: a jakim jestem typem według ciebie?
Andy: prawdziwej księżniczki która uwielbia długie spacery w nocy, słucha mało znanych kapel i rumieni się jak jakikolwiek chłopak się na nią popatrzy, masz to coś, czego dawno szukałem
Jo: wow Black naprawdę wiesz jak podejść dziewczynę, ale nigdy nie uwierzę że ja ci się podobam, serio ;)
Andy: kochanie, musisz mi uwierzyć na pisane słowo odkąd nie możesz porozmawiać ze mną twarzą w twarz
Jo: wiesz dlaczego tak robię...
Andy: boisz się brata?
Jo: można tak powiedzieć
Andy: tak długo jak jestem przy tobie nikt cię nie skrzywdzi, nie musisz się o to bać Jo, mówię serio
Nie mogłam oderwać wzroku od tej wiadomości. Nie wiem czy on pisze to na serio czy po prostu się ze mnie naśmiewa ale ostatnia wiadomość sprawiła, że poczułam dziwne ukucie klatce piersiowej i nie chce wiedzieć nawet co to oznacza. Spojrzałam na jego twarz, jego wzrok zwrócony był w moją stronę, z jego wyrazu twarzy płynęło współczucie.
- Z kim tak piszesz? - zapytała, szepcząc Julie.
- Uh, nieważne.
- Nie, żartujesz - powiedziała patrząc mi przez ramię - oszalałaś?
- To nie czas na kłótnie - odpowiedziałam
- Nie, to jest czas - podniosła głos po czym wszyscy wokół nas spojrzeli w naszą stronę.
Wstałam zabierając swoją kurtkę i zaczęłam przeciskać się przez ludzi. Słyszałam w oddali swoje imię jednak nie obchodziło mnie to. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tego budynku, byłam już zmęczona całą tą sytuacją.
- Hej Jo, zaczekaj - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się a moim oczom ukazał się Andy, który wyglądał na widocznie zdyszanego (niby gangsta ale biegać to nie umiem, cwelXDDD) - wszystko w porządku?
- Szczerze to nie, nic nie jest w porządku. Mam już tego wszystkiego dość. - powiedziałam siadając przy ścianie.
- Ucieknij ze mną? - powiedział brunet kucając przy mnie.
- Co?
- Wyjedzmy z tego miasta na jedną noc.
- To chyba niezbyt odpowiedzialne - powiedziałam uśmiechając się
- To tylko jedna noc, no proszę cię zaryzykuj chociaż raz, zrób to dla mnie.
Popatrzyłam na chłopaka. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę póki nie usłyszałam mojego imienia wołanego przez nikogo innego jak Olivera.
- Okej, zgadzam się, ucieknijmy, tylko się pospieszmy - powiedziałam wstając i ciągnąc chłopaka za rękę. Biegliśmy przez szkolny korytarz nie zważając na nic.
Na parkingu zwolniliśmy dzięki czemu miałam okazję podziwiać okolice, która wyglądała cudownie, cała okryta śniegiem i oświetlona księżycem.
W drodze do samochodu chłopaka zastanawiałam się czy to co robię nie obróci się przeciwko mnie. Czy robię to co jest dobre dla mnie?
- Chcesz puścić jakąś piosenkę? - zapytał gdy wsiedliśmy do jego wozu.
- Yhm, nie wiem czy słuchamy podobnej muzyki - powiedziałam śmiejąc się.
- No dalej, nie będę cię oceniał, przysięgam.
- No, okej - powiedziałam biorąc kabelek i podłączając mój smartphone. Włączyłam iTunes i wybrałam jedną z moich ulubionych piosenek.
- Słuchasz ABBY? - zapytał uśmiechając się.
- Ej, miałeś się nie śmiać. - powiedziałam a moje policzki zapłonęły.
- Nie, nie śmieje się, już przestaje. Ta piosenka wzbudza we mnie po prostu wspomnienia. Moja mama bardzo lubiła tą piosenkę, często jej słuchała zanim odeszła. - powiedziała zaciskając ręce mocniej na kierownicy.
- Och, dawno odeszła? - zapytałam bojąc się odpowiedzi. Temat rodziny w przypadku nas obojga to jednak naprawdę kruchy temat.
- Pięć lat temu. Zaczynałem wtedy studia i dostałem telefon, że trafiła do szpitala i nie dają za dużo czasu. Rzuciłem wszystko i przyjechałem. Ojciec strasznie to przeżył.
- Andy, tak mi przykro - powiedziałam po czym przygryzłam wargę nie chcąc się rozpłakać.
- Serio, doceniam to ale wiem, ze nie ty też nie miałaś lekko.
- Hmm, pomyślmy, nie pamiętam własnej matki, nawet nie umiem za nią tęsknić bo nie wiem jaka była. Ojciec, jak i Oliver trzymają wszystkie informacje pod kluczem. Z tego co powiedziała mi babcia to miała na imię Adrienne. Przez tyle lat udało mi się tylko dowiedzieć jej cholerne imię.
W samochodzie nastała cisza, w tle leciała tylko jakaś losowa piosenka z mojej listy. Po chwili usłyszałam dzwonek połączenia przychodzącego, na wyświetlaczu widniało imię Julie. Nie chciałam z nią rozmawiać, byłam na nią zła. Wyłączyłam telefon po czym schowałam go do kurtki.
- Jesteś głodna? - zapytał.
- Szczerze, to bardzo, bardzo głodna - powiedziałam, przypominając sobie, że na obiad jadłam czekoladę z mlekiem.
- Wreszcie jakaś dziewczyna, która nie boi się przy mnie jeść - zaśmiał się.
- Współczuje. - powiedziałam wywracając oczami.
- Zazdrosna gdy mowie o moich byłych?
- Czemu miałabym być, nie jesteśmy razem. - powiedziałam poprawiając się w siedzeniu.
Brunet się zaśmiał.
- Jeszcze nie.
Popatrzyłam na niego.
- Masz jakieś szczególne zamówienia?
- McDonald's czy jakaś pizzeria w zupełności mi wystarczą.
- Zbuntowana księżniczka.
- Nie jestem księżniczką, chłoptasiu.
- Czy ty nazwałaś mnie 'chłoptasiem'?
- Wybacz, nie znam żadnych miłych określeń, nigdy nie miałam chłopaka.
Powiedziałam po czym zaczęłam bić się w głowie, czy ja do cholery zgłupiałam.
- Żartujesz? Może do tego jesteś jeszcze dziewicą? - powiedział śmiejąc się.
Nic nie odpowiedziałam. Popatrzyłam się za okno udając, że to co się nie wydarzyło.
- Cholera, sorry, nie chciałem cie urazić - powiedział drapiąc się po głowie.
Wzruszyłam tylko ramionami nie spuszczając wzroku ze swoich rąk.
Po chwili byliśmy na parkingu jakiegoś baru. Wysiedliśmy bez słowa. Bar utrzymany był w latach siedemdziesiątych. Zajęliśmy stolik przy oknie. Chłopak lustrował mnie w trakcie gdy ja przeglądałam menu.
Po chwili pojawiła się kelnerka.
- Mogę przyjąć zamówienie? - była szczupła, miała blond włosy i nogi do sufitu. Poczułam się zażenowana faktem, iż wyglądam jak bezdomna.
- Ja poproszę średniego burgera, średnie frytki i shake'a czekoladowego - powiedziałam zamykając kartę i wpatrując się w bruneta, który cały czas się uśmiechał.
- Ja po proszę to samo z wyjątkiem zamiast shake'a poproszę cole. - powiedział oddając nasze karty kelnerce.
- Dobrze, płatność kartą? - zapytała.
- Kartą - brunet odpowiedział po czym zwrócił się do mnie - jak masz zamiar zwrócić mi za to wszystko?
- Słucham? jestem księżniczką, za księżniczki płacą ich ukochani. - powiedziałam opierając się o stolik.
- Nie jesteśmy razem - powiedział robiąc to samo.
- Jeszcze - wyszeptałam.
nasze twarze były oddalone od siebie o tylko kilka milimetrów. Czułam jego zapach, ciepło. Przysunął swoją twarz bliżej przekręcają ją lewo. Nasze usta się zetknęły. Przysięgam przez te kilka sekund byłam w niebie. Po chwili brunet się odsunął.
- Pierwszy etap mamy już za sobą. - powiedział.
- Na to wygląda - odpowiedziałam.
Oboje zaśmialiśmy się. Zapowiadała się ciekawa wycieczka.
POZDRO DLA OLGI, KTÓRA CZEKAŁA NA TE WYPOCINY CAŁE DWA MIESIĄCE!!!
- Szczerze to nie, nic nie jest w porządku. Mam już tego wszystkiego dość. - powiedziałam siadając przy ścianie.
- Ucieknij ze mną? - powiedział brunet kucając przy mnie.
- Co?
- Wyjedzmy z tego miasta na jedną noc.
- To chyba niezbyt odpowiedzialne - powiedziałam uśmiechając się
- To tylko jedna noc, no proszę cię zaryzykuj chociaż raz, zrób to dla mnie.
Popatrzyłam na chłopaka. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę póki nie usłyszałam mojego imienia wołanego przez nikogo innego jak Olivera.
- Okej, zgadzam się, ucieknijmy, tylko się pospieszmy - powiedziałam wstając i ciągnąc chłopaka za rękę. Biegliśmy przez szkolny korytarz nie zważając na nic.
Na parkingu zwolniliśmy dzięki czemu miałam okazję podziwiać okolice, która wyglądała cudownie, cała okryta śniegiem i oświetlona księżycem.
W drodze do samochodu chłopaka zastanawiałam się czy to co robię nie obróci się przeciwko mnie. Czy robię to co jest dobre dla mnie?
- Chcesz puścić jakąś piosenkę? - zapytał gdy wsiedliśmy do jego wozu.
- Yhm, nie wiem czy słuchamy podobnej muzyki - powiedziałam śmiejąc się.
- No dalej, nie będę cię oceniał, przysięgam.
- No, okej - powiedziałam biorąc kabelek i podłączając mój smartphone. Włączyłam iTunes i wybrałam jedną z moich ulubionych piosenek.
- Słuchasz ABBY? - zapytał uśmiechając się.
- Ej, miałeś się nie śmiać. - powiedziałam a moje policzki zapłonęły.
- Nie, nie śmieje się, już przestaje. Ta piosenka wzbudza we mnie po prostu wspomnienia. Moja mama bardzo lubiła tą piosenkę, często jej słuchała zanim odeszła. - powiedziała zaciskając ręce mocniej na kierownicy.
- Och, dawno odeszła? - zapytałam bojąc się odpowiedzi. Temat rodziny w przypadku nas obojga to jednak naprawdę kruchy temat.
- Pięć lat temu. Zaczynałem wtedy studia i dostałem telefon, że trafiła do szpitala i nie dają za dużo czasu. Rzuciłem wszystko i przyjechałem. Ojciec strasznie to przeżył.
- Andy, tak mi przykro - powiedziałam po czym przygryzłam wargę nie chcąc się rozpłakać.
- Serio, doceniam to ale wiem, ze nie ty też nie miałaś lekko.
- Hmm, pomyślmy, nie pamiętam własnej matki, nawet nie umiem za nią tęsknić bo nie wiem jaka była. Ojciec, jak i Oliver trzymają wszystkie informacje pod kluczem. Z tego co powiedziała mi babcia to miała na imię Adrienne. Przez tyle lat udało mi się tylko dowiedzieć jej cholerne imię.
W samochodzie nastała cisza, w tle leciała tylko jakaś losowa piosenka z mojej listy. Po chwili usłyszałam dzwonek połączenia przychodzącego, na wyświetlaczu widniało imię Julie. Nie chciałam z nią rozmawiać, byłam na nią zła. Wyłączyłam telefon po czym schowałam go do kurtki.
- Jesteś głodna? - zapytał.
- Szczerze, to bardzo, bardzo głodna - powiedziałam, przypominając sobie, że na obiad jadłam czekoladę z mlekiem.
- Wreszcie jakaś dziewczyna, która nie boi się przy mnie jeść - zaśmiał się.
- Współczuje. - powiedziałam wywracając oczami.
- Zazdrosna gdy mowie o moich byłych?
- Czemu miałabym być, nie jesteśmy razem. - powiedziałam poprawiając się w siedzeniu.
Brunet się zaśmiał.
- Jeszcze nie.
Popatrzyłam na niego.
- Masz jakieś szczególne zamówienia?
- McDonald's czy jakaś pizzeria w zupełności mi wystarczą.
- Zbuntowana księżniczka.
- Nie jestem księżniczką, chłoptasiu.
- Czy ty nazwałaś mnie 'chłoptasiem'?
- Wybacz, nie znam żadnych miłych określeń, nigdy nie miałam chłopaka.
Powiedziałam po czym zaczęłam bić się w głowie, czy ja do cholery zgłupiałam.
- Żartujesz? Może do tego jesteś jeszcze dziewicą? - powiedział śmiejąc się.
Nic nie odpowiedziałam. Popatrzyłam się za okno udając, że to co się nie wydarzyło.
- Cholera, sorry, nie chciałem cie urazić - powiedział drapiąc się po głowie.
Wzruszyłam tylko ramionami nie spuszczając wzroku ze swoich rąk.
Po chwili byliśmy na parkingu jakiegoś baru. Wysiedliśmy bez słowa. Bar utrzymany był w latach siedemdziesiątych. Zajęliśmy stolik przy oknie. Chłopak lustrował mnie w trakcie gdy ja przeglądałam menu.
Po chwili pojawiła się kelnerka.
- Mogę przyjąć zamówienie? - była szczupła, miała blond włosy i nogi do sufitu. Poczułam się zażenowana faktem, iż wyglądam jak bezdomna.
- Ja poproszę średniego burgera, średnie frytki i shake'a czekoladowego - powiedziałam zamykając kartę i wpatrując się w bruneta, który cały czas się uśmiechał.
- Ja po proszę to samo z wyjątkiem zamiast shake'a poproszę cole. - powiedział oddając nasze karty kelnerce.
- Dobrze, płatność kartą? - zapytała.
- Kartą - brunet odpowiedział po czym zwrócił się do mnie - jak masz zamiar zwrócić mi za to wszystko?
- Słucham? jestem księżniczką, za księżniczki płacą ich ukochani. - powiedziałam opierając się o stolik.
- Nie jesteśmy razem - powiedział robiąc to samo.
- Jeszcze - wyszeptałam.
nasze twarze były oddalone od siebie o tylko kilka milimetrów. Czułam jego zapach, ciepło. Przysunął swoją twarz bliżej przekręcają ją lewo. Nasze usta się zetknęły. Przysięgam przez te kilka sekund byłam w niebie. Po chwili brunet się odsunął.
- Pierwszy etap mamy już za sobą. - powiedział.
- Na to wygląda - odpowiedziałam.
Oboje zaśmialiśmy się. Zapowiadała się ciekawa wycieczka.
POZDRO DLA OLGI, KTÓRA CZEKAŁA NA TE WYPOCINY CAŁE DWA MIESIĄCE!!!